Słoneczny listopadowy dzień to idealny czas, by korzystając z uroków jesiennej aury opuścić mury szkoły i udać się na wycieczkę. Gdzie? Ot, choćby do Warszawy, jak zrobili to uczniowie klas piątych pod opieką nauczycielek p. Katarzyny Kurackiej i p. Ewy Bogusz.
Stolica, choć dobrze znana, skrywa w sobie tyle tajemnic i niespodzianek, że najbieglejsi przewodnicy nie wiedzą o niej wszystkiego. Sekrety jej poznawaliśmy, podążając szlakiem warszawskich legend.
Wędrówkę rozpoczęliśmy od Powązek. Tu nawiedziliśmy groby Artura Oppmana (który spisał krążące w tradycji ustnej historie związane z Warszawą), Stanisława Jachowicza (twórcy wierszy dla dzieci) i Marii Kownackiej (autorki niezapomnianego „Plastusiowego pamiętnika”). Na chwilę zatrzymaliśmy się też przy mogile Stanisława Moniuszki, przypominając sobie, że rok 2019 ogłoszony został rokiem tego genialnego kompozytora uznanego za ojca polskiej opery narodowej. Po chwili modlitwy i zadumy połączonej z krótką pogawędką o zasługach i dokonaniach tych postaci, ruszyliśmy dalej.
Droga zawiodła nas tym razem na Stare Miasto. W zaułkach Starówki szukaliśmy tajemnic przeszłości i odkrywaliśmy historie związane z ulokowanymi tu zabytkami. Odwiedziliśmy kościół św. Anny, gdzie wysłuchaliśmy ciekawej opowieści o lewitującym Władysławie z Gielniowa. Dowiedzieliśmy się, kiedy i dlaczego król Zygmunt stojący na kolumnie podnosi na do góry swą szablę. Poznaliśmy historię o cudownie ocalonej figurze Pana Jezusa z fary, a wreszcie sfotografowaliśmy się z kamiennym niedźwiedziem, co „czeka na prawdziwą miłość, która zdejmie z niego czar”.
Miłą niespodzianką po trudach wędrówki była wizyta w Café Bazyliszek, gdzie wypiliśmy pyszną, ale okrrropnie słodką czekoladę ze słuszną porcją bitej śmietany! Po takim zastrzyku energii i regeneracji sił ruszyliśmy w dalsza drogę.
Na rynku – obowiązkowe zdjęcie z kataryniarzem (pani od polskiego kazała patrzeć, bo będzie w lekturze) i… małe rozproszenie, bo handlarze obnośni kusili nas różnymi gadżetami (kulki, żabki, katarynki mini…). Tak nam się spodobały owe „pamiątki ze stolicy”, że wymusiliśmy na paniach, aby zrobić krótką przerwę na zakup kilku drobiazgów, które przypomną nam te miłe chwile. W małym sklepiku zaopatrzyliśmy się więc w piękne varsaviana – pocztówki, magnesy, bransoletki, długopisy… Szczęśliwi z powodu nabytych precjozów, mogliśmy słuchać kolejnych opowieści – o Bazyliszku, o Syrence, Warsie i Sawie itp. (No, prawie, gdyż obok sklepiku był… TRZEPAK!! Panie musiały się trochę wysilić, by wytłumaczyć nam, że poznawanie legend będzie ciekawsze niż wygibasy na trzepaku, choć i tak zdążyliśmy zrobić parę fikołków J)
Ostatnim punktem naszej wyprawy były Łazienki Królewskie. Jadąc tam, z okien autokaru spojrzeliśmy na niewielki pomnik złotej kaczki, który ukryty przy Zamku Ostrogskich przypomina o historii zaklętej w kaczkę królewny i szewczyka Lutka, który przekonał się, że „nie dukaty dają szczęście, lecz uczciwa praca, zdrowie i dobre serce”.
W Łazienkach, stojąc nad stawem, wysłuchaliśmy jeszcze legendy o karpiu królewskim i zaginionym pierścieniu, po czym podążając parkowymi alejkami, udaliśmy się do autokaru.
Pozostając w bajkowej zadumie, napełnieni niesamowitymi historiami wróciliśmy do domu. Warszawa odkryła przed nami kilka tajemnic, a my sięgnęliśmy po kartki, by namalować ilustrację do legendy, która najbardziej rozbudziła naszą wyobraźnię…