Kółka zainteresowań

Spis treści

4.06.2012
Budzimy się. Dziś była ciepła noc, więc dobrze się spało. Klapnięcia deszczu o namiot i śpiew ptaków potęgowały naszą senność. Z namiotu nie za bardzo chce się wychodzić. Śniadanie jemy w , którego Gasthofie użyczyła nam właścicielka campingu. Widząc jaka jest pogoda, poprosiła nas, abyśmy nie siadali na krzesłach, gdyż są przygotowane do malowania. Pierwszy słoik nutelli się skończył i nadszedł czas pakowania. Nie jest łatwo. Deszcz ciągle siąpi. Przemoczone bagaże pakujemy do busa. Kierowca nie jest z tego zadowolony. Monika rysuje rower i cyfrę 20 na żółtej kamizelce, aby kierowcy wiedzieli, ilu nas jedzie. Z tą kamizelką Pani Marta nie roztaje się do końca rajdu.
Jedziemy pierwsze 10 km i wszyscy jesteśmy mokrzy. Stewart nie wziął kurtki, więc Kuba pożycza mu swoją. To nic, że jest dwa razy większa od niego. Bartek zapomniał plecaka, więc dzwonimy do kierowcy, aby wrócił na camping. Na postoju jednogłośnie oznajmiamy, że gdybyśmy byli w domu, nikt z nas nie wsiadłby na rower. Szybko jednak dochodzimy do wniosku, że naszą ambicją jest dojechać do celu nie busem, ale rowerem i… pedałujemy dalej. Po drodze, na drugim brzegu oglądamy Obermuehl. Z daleka widzimy spichlerz z XVII w. i zamek Neuhaus w Untermuehl z XII/ XIII w. Zmarznięci dojeżdżamy do Aschach. Tutaj jest Harrach, który sobie darujemy, bo wszyscy marzymy o ciepłym miejscu. Wypatrzyliśmy miłą cukiernię, więc pijemy herbatę Schwarz, jemy ciastka i grzejemy się w przytulnym miejscu i miłym towarzystwie. Nikt z obsługi nie utyskuje, że wpakowaliśmy się całą bandą mokrzy i brudni do malutkiego lokalu. Tu rowerzyści są mile widziani.
Po godzinie ruszamy dalej, choć deszcz nie przestał padać. Do celu mamy jeszcze około 40 km. Po drodze docieramy do Wilhering. Mimo zmęczenia, jedziemy 2 km dalej, aby zobaczyć klasztor cystersów. Opactwo założono w 1146 r. Klasztor w stylu rokokowym został przebudowy po spaleniu. W środku znajdują się szkice i obrazy austriackich artystów baroku, które są jednym z najlepszych przykładów tego stylu w Austrii. Zachwyceni pięknem tego kościoła, wsiadamy na prom, aby przedostać się na drugi brzeg i jedziemy do Linz. Chcieliśmy wjechać na starówkę, ale deszcz, który nieustannie pada sprawia, że wszyscy marzymy o namiocie i o wysuszeniu się. Regulujemy więc tylko hamulce i pędzimy na camping. Linz zostawiamy sobie na jutro, wierząc, że deszcz wreszcie ustanie.
A i jeszcze jedno - zamiast sznycla i frytek, dziś jemy ciepły rosołek i spagetii! Po takim dniu wypieki na twarzy mamy gwarantowane. Ciekawe, co przyniesie następny dzień?

Search